niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 4

I kolejny od razu rozdział dodaję, bo nie wiem kiedy będą następne i oczywiście chcę podziękować mojemu Watsonowi za betę, bo mój kochany doktorek wyłapuje takie brylanty, że czasem, aż płaczę ze śmiechu jak ja piszę :) Dziękuję :* 
Ach nie życzyłam Wam Wesołych, to życzę za to Szampańskiej Sylwestrowej Nocy :D


~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ 



Czarny Chevrolet Impala z ‘67 roku zatrzymał się na parkingu przed jednym z moteli miasta. Szatyn delikatnie siwiejący już na skroniach wyszedł z niej, rozglądając się dookoła. Swoją bratanicę zostawił w centrum, by mogła znaleźć jakąś sukienkę i garnitury oraz wyczarować w jakiś sposób zaproszenia na bal w muzeum. Gdy Dean wynajął pokój z dwoma łóżkami i łazienką pojawił się anioł. Przyglądał się uważnie przyjacielowi zastanawiając się w jaki sposób on nauczy go tańczyć. Weszli po schodach na pierwsze piętro i znajdując pokój weszli do niego. Dean rzucił torby na podłogę i padł na najbliższe łózko wypuszczając przy tym powietrze z płuc. Przeczesał dłonią włosy i zaczął oceniać Castiela. Wiedział, że anioł szybko się uczył i jakby bardziej się postarał szybko by się w czuł w życie tu na ziemi jako człowiek. Dean rozmyślał nad tym, że wchodząc do motelu widział wypożyczalnię płyt. Kazał brunetowi zaczekać i wyszedł wypożyczyć coś na temat tańca. Po nie całych 20 minutach wrócił z paroma płytami DVD. Wskazał głową na fotel, aby Cas się nie krępował i usiadł. Włączył telewizor wraz z DVD. Wrzucił pierwszą lepszą płytę.

- Oglądaj i ucz się, a ja idę się wykąpać i muszę się zdrzemnąć.

Castiel kiwnął tylko głową i nie zważając na Winchestera oglądał już uważnie co się dzieje na ekranie.
Marie przed dziesiątą wróciła do motelu z zakupami. Dean smacznie spał na łóżku, pochrapując cicho i śliniąc poduszkę, na której spał. Zastała Castiela siedzącego w fotelu. Jego płaszcz spoczywał na oparciu, a anioł siedział w samym ciemnym granatowym garniturze oglądając naukę tańca. Po muzyce Marie podejrzewała, że to samba lub rumba. Miała ochotę się roześmiać, bo tam gdzie jutro idą nie będą odbywać się takie tańce, ale może w przyszłości brunetowi się to przyda. Położyła zakupy na drugim wolnym fotelu i obserwowała uważnie skrzydlatego. Mężczyzna w skupieniu oglądał uważnie naukę tańca, aby nie przeoczyć żadnego kroku. Miała możliwość zobaczyć pierwszy raz anioła bez prochowca, który leżał za nim bezpiecznie. Uśmiechnęła się na widok postury bruneta. Choć to był zwykły garnitur, który założył kiedyś Jimmy Novak idealnie pasował do jego postury, leżał jak ulał. Zauważyła, że Castiel był chudy, ale dobrze zbudowany, może nie tak jak Dean, ale nie wyglądał tragicznie. Przez płaszcz, który zasłaniał wygląd anioła, nie mogła sobie nigdy wyobrazić dokładnie, jak on wygląda. Kiwnęła głową z aprobatą, wiedząc, że kupiony smoking na jutrzejszą okazję będzie idealnie leżał na mężczyźnie. Castiel miał delikatnie przekrzywioną głowę, obserwując co dzieje się na ekranie, nie zważając na gapienie się dziewczyny. Ruda nie chciała mu przeszkadzać i skierowała się do łazienki wziąć szybki prysznic i położyć się spać.
Rano gdy obudziła się parę minut przed ósmą, Dean jeszcze spał leżąc na boku przykryty po same uszy kołdrą. Marie przeciągnęła się i ziewając spojrzała w siedzącą sylwetkę mężczyzny, który wpatrywał się w ekran telewizora. Tylko że telewizor nie grał.


- Siedziałeś tu całą noc?
- Oglądałem nauki tańca.



Kiwnęła głową, nie podejrzewała, że anioł będzie tutaj w pokoju motelowym siedział całą noc i oglądał wszystkie płyty, które wypożyczył jej wuj. Odwróciła się w stronę Deana kiedy usłyszała jakieś dźwięki wydobywające się z pod jego przykrycia. Po chwili podniósł głowę mamrocząc coś pod nosem i ziewając przy tym. Rozejrzał się po pomieszczeniu przypominając sobie, gdzie jest i po co.



- Dzień dobry – uśmiechnęła się rudowłosa.
- Która godzina?

- Parę minut po ósmej.

Dean jęknął i zarzucił poduszkę na głowę. Dziewczyna roześmiała się, podejrzewając, że wuj jak nigdy nie wyspał się przez noc, prawdopodobnie przez to, iż anioł oglądał telewizję całą noc, próbując nauczyć się tańczyć. Spojrzała ukradkiem na bruneta, który siedział sztywno na fotelu nie ruszając się przez cały czas i skierowała się do łazienki.

Siedziała przy stole sprawdzając małe kamery, które wymyślił Bobby w ostatnie wakacje, by mogła z Casem zamontować je w muzeum by Dean miał widoczność na wszystko co ich będzie otaczało. Do pokoju wszedł Winchester, rzucając telefon na łóżko.


- Bobby jest już w drodze. Powinien za parę godzin być na miejscu.


Marie kiwnęła tylko głową, by nie rozpraszać się przy pracy. Dean rozglądał się dookoła, nie widząc anioła w pokoju.


- Gdzie Cas?
- Wezwali go. Powiedział, że zjawi się godzinę przed misją. W ogóle dziwnie zachowuje się wobec mnie, odkąd ułożyliśmy plan odnośnie dzisiejszego wieczora.


Dean przysiadł się do bratanicy zajmując krzesełko naprzeciw jej. Po chwili zabrał się za pomoc by dziewczyna szybciej to skończyła i miała to z głowy.


- To nic nowego. Cas nie umie się obchodzić z dziewczynami. Dlatego pewnie nie wie, jak powinien z tobą nawet na ten temat rozmawiać.


Ruda uśmiechnęła się delikatnie przypominając sobie zażenowaną minę anioła, gdy powiedziała mu, że idą jako para na bal i mają udawać przed innymi, że są zakochani.
Przed przybyciem Castiela, Dean i Marie przeanalizowali cały plan parę razy, aby upewnić się, że wszystko jest zamknięte na ostatni guzik. Winchesterówna miała od samego początku dziwne przeczucie, że coś pójdzie nie tak dzisiejszego wieczoru. Dean podłączył elektronikę do ciężarówki Bobbyego i tam zrobili bazę dowodzenia. Sprawdzili wszystko parę razy. Kamery czy działają i czy ekran odczytuje w ciężarówce obraz, czy jest zasięg i będą się słyszeć na odległość.
Marie zabrała sukienkę i skierowała się do łazienki by przyszykować się na wyjście. Castiel, tak jak mówił, godzinę przed wyruszeniem do muzeum pojawił się w pokoju motelowym. Dean rzucił w jego stronę zapakowany smoking.


- Załóż to.
- Ale ja już mam ubranie. - zdezorientowany spoglądał na coś co trzymał w dłoniach.


Winchester chowając rzeczy do torby spojrzał uważnie poirytowanym wzrokiem na przyjaciela. Obejrzał go od stóp do głów.


- Uwierz mi, w tym ubraniu nie wpuszczą cię na taką imprezę, agencie 007. To nie taka przykrywka. Musisz wyglądać perfekcyjnie, aby każdy ci zazdrościł wyglądu.


Anioł kiwnął głową i patrząc na smoking zniknął na moment. Znalazł się w jakimś wolnym pokoju w motelu, gdzie nikogo w tym czasie nie było i przebrał się. Swój garnitur i płaszcz ostrożnie złożył w kostkę i biorąc ubrania delikatnie wrócił do pokoju, gdzie czekał Winchester. Gdy Castiel zniknął Dean wzniósł oczy ku górze modląc się by anioł nie zrobił czegoś głupiego na balu. Miał wielką nadzieję, że Marie poradzi sobie z pierzastym. Po chwili pojawił się ponownie w pokoju ubrany w smoking, który leżał na nim idealnie. Położył swoje rzeczy tak ostrożnie, jakby to były jego najcenniejsze rzeczy i wyprostował się, spoglądając w zielone oczy przyjaciela. Marie miała dobrego nosa, gdyż ubiór na dzisiejszy wieczór mężczyzny idealnie współgrał się z jego sylwetką. Rozwichrzone włosy dodawały brunetowi uroku, a jego niebieskie oczy choć zawsze błyszczały to teraz wydawały się większe i bardziej intensywniejsze.


- Wyglądasz elegancko.

- Czuję się goły, nie mając na sobie płaszcza.

Castiel nerwowo dotykał dłońmi smoking jakby chciał coś znaleźć. Dean chciał coś powiedzieć, ale drzwi od łazienki się otworzyły i wyszła z niej Marie. Miała na sobie dobrze dopasowaną długą granatową sukienkę zawiązywaną u szyi. Na jej ramionach leżał ciemny szal, a na dłoniach miała do łokci jasne rękawiczki. Włosy miała upięte do góry, ale parę niesfornych kosmyków się uwolniło i opadały wokół głowy dodając jej uroku. Uśmiechnęła się widząc minę wuja, który wpatrywał się w nią z otwarta buzią i szeroko otwartymi oczami. Winchester wiedział, że jego bratanica jest piękną dziewczyną, ale teraz była najwspanialszą kobietą jaką widział na oczy. Zawsze chodziła w ubraniach wygodnych do pracy, ale teraz mogąc pokazać swoje wdzięki, a miała do tego predyspozycję, wiedziała jak się ubrać. Jest dorosłą panną. Nie mógł się do tego przyzwyczaić
Marie przeniosła wzrok na anioła, który przestał już nerwowo dotykać smokingu, tylko uważnie wpatrywał się w rudą. Miał dziwne wrażenie, jakby jego łaska chciała wydrzeć się z niego. Prawdopodobnie tak reagowało dziwnie jego naczycie, co nie było normalne, bo miał nad nim całkowitą kontrolę. Poczuł dreszcze i ciepło, które rozgrzewało, a raczej paliło go w klatce piersiowej. Jego niebieskie oczy skupiały się na każdym elemencie sukienki dziewczyny, jak i na jej iskrzących zielonych oczach. Chciał coś powiedzieć, ale nie chciał wyjść na idiotę, więc wolał siedzieć cicho. Ale był pewny, że nigdy nie spotkał w swoim długim życiu nikogo tak pięknego jak Winchesterówna. Podejrzewał, że dlatego dziwnie reagował na jej osobę.


- Marie, umieszczacie kamery tak, abyśmy mieli z Bobbym dobry wgląd na wszystko – przerwał ciszę Dean.


Kiwnęła głową i schowała kosmyk włosów za ucho. Singer wszedł do pomieszczenia mówiąc, aby się już zbierali. Ruszyli ku wyjściu. Marie ze stołu zabrała swoją torebkę i skierowała się do wyjścia, oddychając ciężko. Nie mogła opanować swojego kołaczącego się serca. Kiedy wyszła z łazienki i zobaczyła bruneta w smokingu, poczuła jak brakuje jej powietrza, a nogi jej zaczynają mięknąć. Wiedziała, że Castiel przyjął przystojne naczynie nie dało się tego nie widzieć, ale w tym stroju był jak seks bomba. Idealnie dopasowany do jego ciała i ten cholernie zgrabny tyłek, który teraz było widać jak na dłoni, a nie schowany pod płaszczem. Wychodząc z pokoju motelowego przeklinała w myślach, że takie ideały nie powinny chodzić po ziemi. A tym bardziej wiedząc, że to jest anioł, a nie zwykły śmiertelnik.


- Dość odważnie. – Bobby zmierzył ją od stóp do głów, gdy mijała go w drzwiach.

- W końcu to bal, muszę wyglądać pięknie.
- M, ty zawsze wyglądasz pięknie – uśmiechnął się Dean.

Ruda przewróciła oczami i spojrzała w niebieskie oczy.


- Czy możemy już iść?


Anioł ocknął się po niezrozumiałym dla niej transie i wyciągnął w jej stronę ramię. Zaskoczona takim gestem uśmiechnęła się nie pewnie i przyjęła oferowaną pomoc. Wyszli z motelu kierując się do samochodu. W trójkę wsiedli do Impali, a Bobby jechał za nimi ciężarówką. Dean podał bratanicy specjalną słuchawkę do ucha dzięki, której będzie słyszała co do niej mówią mężczyźni, którzy będą czaić się w ciężarówce w okolicy muzeum. Przypięła mały mikrofon do swojej sukni, aby mogła porozumieć się i w drugą stronę z wujem i Bobbym. Gdy dojechali na miejsce wysiedli i skierowali się z Castielem w stronę wejścia do muzeum. Marie stanęła przed aniołem poprawiając skrzywioną muszkę i odezwała się.


- Dean słyszysz nas?
- Czysto i wyraźnie.


Kiwnęła głową w stronę bruneta, który podał jej ramię i weszli do środka. Marie miała pochowane kamery w torebce, a Castiel w kieszeniach smokingu. Musieli być przygotowani gdyby przez przypadek się rozdzielili. Przechodząc przez korytarz rudowłosa przyczepiała kamery, upewniając się, że nikt tego nie widzi. Podeszli do stołu z przekąskami rozglądając się dookoła.


- Dwie zainstalowane na głównym korytarzu. - rozglądała się dookoła.


Dean właśnie wszedł do ciężarówki i usiadł obok Bobbyego spoglądając w ekran.


- Mamy obraz. - spojrzał na Singera.


Marie z pierzastym rozglądali się uważnie po muzeum i ludziach, którzy tutaj byli. Zaczęli najpierw chodzić po całym obiekcie by zainstalować wszystkie kamery. Po nie całych 30 minutach spotkali się znów przy stoliku z przekąskami.


- Wyczuwasz coś Castiel? - odezwała się ściszonym głosem.


Kiwnął przecząco głową obserwując pustym wzrokiem pomieszczenie. Marie zdawała sobie sprawę, że anioł skupiał się nad tym by wyczuć gdzieś tutaj moc miecza.


- Musimy się wtopić w tłum dopóki czegoś nie wyłapiesz.


Złapała go za dłoń prowadząc na parkiet. Brunet szedł za nią patrząc na ich splecione palce i uśmiechnął się do siebie delikatnie zaciskając swoją dłoń. Dziewczyna zatrzymała się i odwróciła, by być przed Castielem i położyła swoją lewą dłoń na jego ramieniu. On za to wyprostował się, patrząc cały czas w jej zielone oczy, i delikatnie, ale pewnie objął rudą w talii i zaczął z nią tańczyć w takt muzyki. Marie była pozytywnie zaskoczona, że pierzasty, choć trochę spięty, bardzo dobrze radził sobie na parkiecie. Odwrócił od niej wzrok, by móc się skupić na Mieczu Wiary. Rozglądał się po pozostałych tańczących, aby nie patrzeć na dziewczynę, której sama obecność rozpraszała, a dopiero gdyby miał ciągle przyglądać się jej błyszczącym pięknym oczom. Nic nie mógł wyczuć, podejrzewał, że narzędzia tutaj nie było i nie mógł przez to go wyczuć, albo po prostu nie umie się skupić. Ale jaki mężczyzna, mając w ramionach taką kobietę, potrafiłby się skupić. Castiel nie znał się na uczuciach, poznawał je znów od nowa odkąd wrócił z Czyśca. Nie umiał tego nazwać, ani opisać, ale czuł się dobrze, ba, fantastycznie w towarzystwie Winchesterówny. Dziewczyna, nie wiedząc o czym myśli jej partner, delikatnie uśmiechnęła się do niego dodając mu otuchy. Pogłębiła uśmiech, gdy poczuła, że anioł rozluźnił się już całkowicie i odwzajemnia jej wspaniałym uśmiechem, który zaparł jej dech w piersiach. Patrzyli na siebie nie odrywając oczu. Marie czuła się bezpiecznie w ramionach mężczyzny i to nie dlatego, że był jej Aniołem Stróżem, czasem łapała się na tym, że przestała o nim myśleć jak o aniele, tylko o zwykłym facecie. Całkowicie zapominała, że brunet ma nadnaturalną moc i potrafi z niej odpowiednio korzystać. Ostatni raz była tak blisko, kiedy uratował ją, gdy skakała z wieżowca. Mogła ponownie przyjrzeć się jego oczom, które były niesamowite, ustom i jego rysom twarzy. Wiedziała, że jest to tylko jego naczynie, a prawdziwa postać spaliłaby jej oczy, ale musiała przyznać, że bardzo cieszy się, że Castiel przyjął taką postać, a nie inną. Anioł miał gust. Mężczyzna, który zgodził się, aby być naczyniem Casa miał 32 lata, około 182 cm wzrostu, był szczupły i dobrze zbudowany, może nie jak Dean, który mógł się pochwalić mięśniami, ale Castiel nie wyglądał na pewno na kościotrupa. A jego oczy, które posiadały niewyobrażalny błękitny kolor jak ocean w słoneczny dzień, ale i czasem burzowy nie pasowały do niego w pewien sposób. Marie za każdym razem kiedy w nie spoglądała czuła, że oczy należą tylko i wyłącznie do anioła, a nie do Jimmiego Novaka. Nigdy w życiu nie spotkała osoby, która by patrzyła w taki sposób na wszystko, co ją otacza, jak Castiel. Dla niego wszystko było piękne, interesujące, cudowne, aż przytłaczające. Jego oczy wyrażały wiele emocji, ale czasem były po prostu puste i zimne. Nie miała pojęcia jak on to robił, że w jednej sekundzie od iskrzącego blasku w jego błękitnych oczach była pustka wyrażająca zupełnie nic. Kiedy się uśmiechał, jego uśmiech zawsze był szczery i prawdziwy. Wtedy wydawało jej się, że Cas wygląda tak słodko i wręcz nieprawdopodobnie jak na anioła w prochowcu. Musiała przed sobą przyznać, że nie spotkała na swojej drodze takiego mężczyznę, oprócz przystojnego to jeszcze zachwyconego wszystkim co jest na ziemi. I nikt nie działał na nią tak jak on.


- Może byście wzięli się do roboty – usłyszała głos Deana.
- Castiel próbuje wyczuć miecz. - szepnęła.

- I co?

Spojrzała na anioła, który znów błądził uważnym wzrokiem po parkiecie.


- Chyba coś wyczuwam na drugim piętrze. - zwęził brwi.


Ruda kiwnęła głową i gdy skończyła się melodia zeszli z parkietu, kierując się w stronę schodów prowadzących na górę muzeum. Castiel zatrzymał się nagle przy jednych z drzwi, które mijali na drugim piętrze i dotknął je dłonią.


- To chyba tu... Ale... To dziwne...


Marie spojrzała w błękitne oczy nie rozumiejąc o co chodzi aniołowi. Brunet rozejrzał się dookoła, czy nikt nie nadchodzi, i spojrzał obcym wzrokiem w drzwi. Dziewczyna zrozumiała, że Castiel chce przenieść się do środka pomieszczenia, ale cały czas stał przed nią.


- Castiel, ja cię ciągle widzę. - wskazała na niego dłonią.
- Jestem tutaj. Nie mogę przenieść się w żadne miejsce.

- Nie działają twoje moce? - otworzyła szerzej oczy
- Musi być jakaś blokada na anioły lub zaklęcie. - syknął.
- Rewelacja – westchnął Dean.
- Zrobimy to innym sposobem – wyciągnęła z włosów wsuwkę.

Schyliła się do zamka drzwi i próbowała wsuwką otworzyć je. Po chwili usłyszeli szczęk zamka i drzwi stały otworem. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie i weszła do środka. Rozglądali się uważnie po pomieszczeniu. Znajdowały się tam różne relikwie, mapy oraz przedmioty w gablotach. Rozdzielili się by szybciej znaleźć miecz, ale nigdzie go nie było. Przeszli jeszcze raz całe pomieszczenie, ale nic nie znaleźli.


- Był tutaj. Wyczuwam tak jakby jego obecność. - rozglądał się nadal dookoła.
- To gdzie jest teraz? - zapytała unosząc oczy ku niebu.

- Musiał zostać przeniesiony.
- Zbierajcie się, macie towarzystwo. Od strony wschodniej idzie trzech gości – odezwał się Winchester.

Marie złapała anioła i wyprowadziła go z pokoju, zamknęła za nim drzwi, słysząc głosy już prawie u góry schodów. Wiedziała, że nie zdążą uciec, ani nic zrobić. Brunet i tak nie mógł ich przenieść.


- Musimy improwizować – szepnęła.


Castiel odwrócił się w jej stronę zdezorientowany nie rozumiejąc o co chodzi rudej. Gdy głosy zrobiły się jeszcze głośniejsze wiedzieli obydwoje, że musieli coś zrobić. Marie popchnęła anioła w stronę ściany i zbliżyła się do niego tak, że ich klatki piersiowe stykały się. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale ruda bez zastanowienia zbliżyła się do niego jeszcze bliżej i przyciągając go pocałowała w usta. Zza rogu wyszło trzech mężczyzn ubranych w smokingi, spojrzeli z uśmieszkiem na całujących się i przeszli obok nich bez słowa. Castiel nigdy w życiu nie całował się z nikim, ani z innym aniołem, ani z kobietą czy mężczyzną. Nie miał pojęcia co powinien zrobić, ale dziwny instynkt podpowiadał mu, więc złapał dziewczynę w talii, przysuwając ją do siebie i odwzajemniając pocałunek. Nie podejrzewał, że taka czynność jak całowanie może być tak przyjemne. Jej miękkie usta, które błądziły między jego były czymś nieprawdopodobnym w odczuciu. Kiedy ucichły kroki nie przerwali pocałunku. Marie sama nie widziała kiedy jej dłoń znalazła się we włosach bruneta. Była zaskoczona, że anioł wiedział co powinien robić w czasie pocałunku, a co najdziwniejsze było i niesamowite to, że miał idealne usta. Sądziła, ba nawet była pewna, że jest to pierwszy w życiu pocałunek Castiela i skubaniec wiedział co powinien robić. Jego wargi delikatnie ale stanowczo muskały jej pobudzając do wzajemnej pracy. Nie miała pojęcia co się dzieje wokół, zaskoczyło ją, gdy poczuła za plecami coś twardego. Prawdopodobnie anioł odwrócił ich tak, że teraz to ona była przyciskana do ściany. Nie chciała kończyć przyjemności, nawet postanowiła połączyć ich języki wspólnym tańcu, lecz nagle usłyszała w swoim uchu głos.


- Marie, wszystko dobrze? Złapali was?


Odsunęli się powoli od siebie, ale tylko na tyle by rozdzielić swoje usta. Dziewczyna łapiąc oddechy patrzyła w błyszczące dziwną intensywnością błękitne oczy. Zapomniała, że przecież potrzebny jest jej tlen do życia, więc łapała zawzięcie powietrze. Gdy jej oddech się uspokoił uśmiechnęła się delikatnie.


- Improwizacja udana, możemy wracać.

- Czekamy na was.

Brunet cofnął się od rudej o parę kroków, ale nie spuszczał z niej wzroku, co doprowadzało ją do szaleństwa. Jego spojrzenie było tak intensywne i miało w sobie wiele nieznanych emocji, które zaczęły budzić się w aniele. Marie wyprostowała się, poprawiając sukienkę, którą odrobinę się przekrzywiła i przyjęła ofiarowane ramię przez Castiela i zeszli schodami na dół, gdzie odbywał się bal. Mijając parkiet i idąc w stronę drzwi wyjściowych, anioł spojrzał uważnie na Winchesterówne.


- Zatańczymy?


Marie zatrzymała się nagle, patrząc uważnie na bruneta. Nie spodziewała się takiego zaproszenia. Po chwili kiwnęła głową i uśmiechając się do anioła weszli na parkiet. Castiel ponownie jak wcześniej tego wieczoru złapał ją delikatnie w talii, lecz teraz czuła jego dotyk. I przede wszystkim to on prowadził w tańcu, a nie tak jak wcześniej dziewczyna bojąc się, że ich taniec mógłby dobrze nie wypaść. Tańcząc nie zdawali sobie sprawy, że są bardzo blisko siebie, że wręcz stykają się głowami. Castiel swój policzek przysunął do skroni dziewczyny i wdychając jej cudowny zapach zamknął oczy, delektując się tańcem. Marie nie czuła się tak od dawna, spędzała czas z przypadkowymi mężczyznami, ale z żadnym nie czuła się nawet tak jak teraz, a tylko tańczyła z aniołem. Również nie widziała u żadnego mężczyzny w oczach tego co dziś zobaczyła u Casa. Nie wiedziała co to jest, ale było to tak intensywne, że miała wrażenie iż jej serce zamarło na chwilę. Miała wrażenie jakby widziała w błękitnych oczach cień sympatii,  uwielbienia, zrozumienia. Ten pocałunek, który odbył się parę minut wstecz nie znaczył dla nich nic przecież, była to tylko improwizacja, aby nie wpaść w niepowołane ręce i nie mieć kłopotów. Ale jednak w głębi duszy nie żałowała tego pocałunku i bardzo cieszyła się, że była pierwszą kobietą, którą Cas miał możliwość całować.
Ocknął ją z tych rozmyślań ponownie głos Deana. Uśmiechnęła się smutno w stronę bruneta i wskazała głową wyjście. Skierowali się do ciężarówki, która stała na uboczu. Drzwi się nagle otworzyły i wyskoczył Winchester opierając się o samochód.


- Nie rozumiem, dlaczego tego miecza tam nie było. - syknał zdenerwowany.

- Może ktoś wiedział, że go szukamy i przeniósł go w inne miejsce. Były pułapki na demony i samo to, że Castiel nie miał tam mocy. - uniosła dłonie do góry po chwili opuszcając je.
- Pierzasty, musisz dalej szukać i dać nam znać, jak coś znajdziesz – odezwał się Bobby, wyłaniając się z auta.

Anioł kiwnął głową spoglądając w zielone oczy dziewczyny i zniknął. Marie wzdrygnęła się, uśmiechając się pod nosem. Spojrzała na wuja.


- Nic, jedziemy mała, musimy czekać, aż Cas coś znajdzie.


Bobby wyszedł z tyłu ciężarówki i przyglądał się uważnie dziwnej minie rudowłosej. Dean szedł w stronę Impali, po chwili skrzyżowała spojrzenie z Singerem i uśmiechając się tajemniczo odwróciła się i poszła za Winchesterem. Bobby poprawił swoją czapkę wchodząc za kierownicę ciężarówki zastanawiając się, czy z tego wszystkiego nie wyjdzie coś, co zrani Marie i Castiela.



Rozdział 3

Wiem długo mnie nie było, ale cóż trochę spraw na głowie i tak jakoś wyszło, studia, sprawy osobiste. Ale udało się i wstawiam od razu dwa rozdziały kolejne. Nie wiem kiedy następne się ukażą. Naprawdę, ostatnio mam wene na Destiela. Jeden jest już napisany i już wysłany do mojej kochanej bety. Ale czekam na jakiś odzew od Was czy podoba Wam się to opowiadanie :)

Pozdrawiam i Zapraszam do Czytania :D



~  ~  ~ ~  ~  ~ ~ ~ ~ 



Marie siedziała jako pasażer w Impali, którą prowadził Dean. Dziewczyna bez słowa obserwowała krajobraz za szybą. Od dwóch dni nie widziała Castiela, a miała do niego wiele pytań. Nie rozumiała dlaczego on miał być jej Aniołem Stróżem, miała całkowicie dość tej niewiedzy.
Zajechali na podwórze od tyłu i zatrzymali się obok rozgruchotanych samochodów. Marie wyskoczyła z auta i ruszyła w stronę tak znanego z jej dzieciństwa domu. Weszła do kuchni i otworzyła lodówkę, wyciągając z niej piwo. Zerkała przez okno na wuja, który opierał się o samochód i rozglądał się dookoła siebie. Otworzyła butelkę i wypiła duszkiem połowę zawartości.

- Ale gorąco.


Przetarła rękawem czoło i spojrzała na mężczyznę siedzącego za biurkiem.



- Cześć staruszku. - uśmiechnęła się szeroko.
- Znowu opróżniasz mi lodówkę, rudzielcu.


Dziewczyna odstawiła butelkę na blat i podeszła do mężczyzny ściskając go mocno. Dean wszedł do środka.

- Hej Bobby, nie wiem dlaczego jesteś taki miły dla M.
- Ma ładną buźkę.

Zrezygnowany Winchester potrząsnął głową, a Marie uśmiechnęła się szeroko do Singera.

- Co u Casa? - zapytał Singer.
- Dwa dni temu widzieliśmy się ostatni raz - podszedł do lodówki Dean.
- Modliłeś się do niego?



Dean skinął głową. Bobby przeniósł wzrok na dziewczynę, która wpatrywała się w niego zdziwiona.

- Nie miałam po co. W ogóle nie rozumiem tego co się stało. Jest moim Aniołem Stróżem, dlaczego?- Nie wiem – stwierdził Bobby.

Ruda przetarła dłonią twarz, była tym wszystkim zmęczona.

- Nieważne, znalazłeś coś o tym Mieczu Wiary?
- Szukałem po wszystkich możliwych książkach, ale nie znalazłem nic. Wezwijmy Castiela.
- Cas rusz tyłek na dół.

Dean rozglądał się dookoła, ale przyjaciel nie pojawił się. Obydwoje z Singerem spojrzeli wyczekująco na Marie, która rozłożyła dłonie i zwęziła oczy. Nie mogła uwierzyć, że to ona musi się modlić do anioła. Zrezygnowana poprawiła się w fotelu i wzniosła oczy ku górze.

- Castielu, potrzebujemy cię. Zejdź na dół. - zamknęła na moment oczy.

Rozglądała się jak jej wuj, ale nigdzie pierzastego nie było. Miała zamiar już się odezwać, że prawdopodobnie jest zbytnio zapracowany, gdy nagle pojawił się.

- Witam.
- A niech mnie Cas, jesteś cały.



Bobby kiwnął głową z aprobatą widząc mężczyznę w prochowcu. Brunet kiwnął głową na przywitanie i spojrzał uważnie na Marie.

- Nie podoba mi się to całe stróżowanie – syknęła.
- Potrzebujecie czegoś?
- Co wiesz o Mieczu Wiary?

Castiel przekrzywił głowę i spojrzał na Deana.

- Skąd o nim wiecie?
- Jesteśmy medium – uniosła butelkę do góry Marie.


Cas zwęził oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią dziewczyny. Ruda po chwili uderzyła się otwartą dłonią w czoło, wiedząc, że anioł weźmie do siebie wszystko co ona powie. Choć to nie będzie dość łatwe, spróbuje postępować z aniołem jak z dzieckiem i tłumaczyć mu wszystko jak krowie na granicy.

- Gdy ostatnio się widzieliśmy, demony o nim wspomniały. Oprócz tego powiedziały, że go mamy.
- A macie ?
- Nie. Nie mamy pojęcia co to za miecz – stwierdził Dean.
- Jest to potężny przedmiot. Ten kto go ma, posiada wielką siłę. Może go dzierżyć tylko prawy rycerz, który będzie mógł zwalczyć wszystko, co stanie na jego drodze. Miecz chalibijski ....
- Chalibijski? - zdziwił się Winchester.
- To jego inna nazwa.


Ruda wyprostowała się i uśmiechnęła się drwiąco.

- Żartujesz sobie. Przecież ten miecz to legenda.

Dean i Bobby spojrzeli na nią zaciekawieni.

- Castiel mówi o Excaliburze. Ostatnio uczeni zajmujący się kulturą celtycką odczytali zlepek słów łacińskich ze zdjęć i podań o mieczu, że niby jest to miecz chalibijski, czyli ukuty przez Chalibów.
- Kujon – stwierdził Dean.


Marie otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale darowała sobie.

- Chcesz nam wmówić, że ten miecz istnieje naprawdę, a nie jest to wymysł badaczy?
- Tak, był kiedyś w rękach wielkiego władcy Artura. Lecz po jego śmierci zaginął i nikt go więcej nie widział. Moi bracia szukali go wszędzie i nigdzie nie mogą go znaleźć. Demony również próbują go zdobyć, ale zapadł się pod ziemię. - nie spuszczał wzroku z Deana.
- Poszukajcie w jeziorze w Szkocji, gdzie pływa Nessi – sarknęła ruda.
- Szukaliśmy, nie ma go tam. Dlaczego myśleli, że wy macie miecz?
- Nie mam zielonego pojęcia – odpowiedział Dean. – Więc gdzie jest?
- Może gdzieś tutaj? - machnęła ręką dziewczyna wokół siebie.
- Prawdopodobnie, tylko dobrze zabezpieczony. Musimy go znaleźć.



Castiel zniknął zostawiając ich samych.

- Wracamy do dawnych nawyków – mrugnął Dean do Bobby’ego.
- To co robimy?
- Macie robotę. – Bobby wyciągnął wycinek gazety z szuflady biurka.



Marie zaczęła czytać o dziwnym morderstwie w Norton w stanie Ohio.

- Starsze małżeństwo wypłynęło łódką na jezioro i zniknęło bez wieści.


Dean przeczesał dłonią włosy i spojrzał na bratanicę puszczając oko. Marie uśmiechnęła się, wstając z fotela ciesząc się, że mają robotę i ruszyła do swojego pokoju na piętrze, aby wziąć parę swoich rzeczy na drogę. Pożegnała się z Bobbym i skierowała z torbą na ramieniu w stronę auta.

- W porządku, Dean?

Mężczyzna oparty o futrynę obserwował dziewczynę i nie zauważył, gdy podszedł do niego Bobby.

- Nie widziałeś jej wtedy na tym wieżowcu. Była gotowa poświęcić się, nie myśląc o konsekwencjach. Miała bardzo podobny wyraz twarzy do Sama, gdy coś planował głupiego. - zaśmiał się pod nosem szatyn.
- Dorasta. A ma niesamowite umiejętności, jest lepszym łowcą niż ty czy ja. Nie patrz tak na mnie, kretynie. To prawda. Trenowałeś ją i ja również, pokonałaby nas bez mrugnięcia okiem. Czasem jest bardziej postrzelona od ciebie, i to dzięki temu jest lepszym łowcą.


Winchester skinął zrezygnowany głową. Wiedział, że Singer ma rację i nie mógł nic na to poradzić. Poklepał przyjaciela po plecach i ruszył do samochodu.


Jechali przez dłuższą drogę w milczeniu. Z radia było słychać dźwięki jakiegoś rock'n'rolla. Gdy zaczęła się Mercury Blues, Marie chciała rozweselić wuja, gdyż wyczuwała przez całą drogę napiętą atmosferę. Zaczęła poruszać najpierw głową w takt muzyki, a potem dołączyło jej całe ciało. Nawet zaczęła śpiewać.

- The give I love, I stole it from u friend ...

Dean skupiał się na jeździe, ale kąciki ust same zaczęły mu delikatnie drgać. Parę razy Marie „niechcący” szturchnęła w ramię wuja. Winchester w końcu nie wytrzymał i zaczął z nią śpiewać.

- My baby went out she didn't stay long ...

Marie obserwowała uśmiechającego się wuja. Odkąd wrócili po tym incydencie, między nimi dużo się pozmieniało. Nie rozmawiali jak dawniej, chociaż i tak rzadko to robili, ale zdarzało się, a ostatnio w ogóle. Był bardzo spięty, a i ruda nie wiedziała jak ma z nim rozmawiać.

- Przepraszam, De – odezwała się, gdy piosenka dobiegła końca.
- Jesteś już dorosła, nie mogę całe życie cię prowadzić za rękę. - patrzył cały czas przed siebie na drogę.
- Mówisz tak, bo mam na ramieniu Anioła Stróża.



Spojrzała na niego uważnie swoimi wielkimi zielonymi oczami. Dean roześmiał się na to stwierdzenie, ale nie odpowiedział. Marie nie musiała już pytać, milczenie samo to potwierdziło. Gdyby nie ochrona Castiela, zapewne ta rozmowa, która i tak by się odbyła, odbyłaby się całkiem inaczej.




Dojechali do Norton wcześnie rano. Marie wychodząc z Impali poprawiła swoją skórzaną ciemną kurtkę i zaczęła się rozprostowywać. Rozejrzała się dookoła, ale nic ciekawego nie przykuło jej uwagi, wiec ruszyła do motelu. Gdy zostawili rzeczy i odświeżyli się poszli, dowiedzieć się o szczegółach morderstwa Nie dowiedzieli się niczego poza tym, że Millerowie wypłynęli na jezioro i zniknęli. Nikt ich od tamtej pory nie widział. Nie odnajdując niczego konkretnego w sprawie morderstwa, postanowili coś zjeść. Gdy Dean wrócił z toalety, Marie odezwała się do niego znad laptopa.

- To dziwne, ale nie ma nic na temat tego jeziora w Internecie. Oprócz tego, gdzie leży i jak powstało.
- Zamówiłem ci kebab. - usiadł na przeciw dziewczyny.



Ruda kiwnęła głową i spojrzała na bufet, gdzie kucharz robił ich jedzenie.

- Za to ja dowiedziałem się o jakiejś starej legendzie. Podobno w tym jeziorze żyje jakiś potwór, który zabija ludzi o złych zamiarach.
- Dlaczego o tym nie ma w sieci?



Kelnerka przyniosła im jedzenie do stolika. Dean uśmiechnął się zawadiacko, młoda dziewczyna puściła do niego oko i odeszła. Ruda tylko przewróciła oczami i westchnęła ciężko.

- Może nie chcą mieszkańcy, aby ktoś się obcy kręcił po ich mieście, dlatego nie ma żadnej wzmianki na ten temat.
- Może, ale trzeba to sprawdzić. - wgryzł się w burgera Winchester mlaskając z zadowolenia.


Zjedli szybko i skierowali do motelu, by się przebrać. Marie znalazła najbliższy dom przy jeziorze i tam pojechali. Mieszkała tam rodzina Portonów. Zapukali do drzwi i otworzyła im młoda czarnowłosa dziewczyna.

- W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, jesteśmy z ochrony środowiska, chcieliśmy zbadać wodę w jeziorze. - uśiechneła się ruda przyjaźnie.
- Jestem Dean, a to Marie.
- Andrea, proszę wejdźcie.



Przeszli przez dom na tył i stanęli w trójkę na brzegu jeziora.

- Wierzysz w tę legendę, Andrea?
- Dla mnie to jakaś bajka, ale coś w tym jeziorze jest nie tak. - wzdrygnęła się patrząć w dal.
- Parędziesiąt lat temu policja znalazła w tym jeziorze ciała – stwierdził Dean.
- Tak. Był to tragiczny wypadek dla naszego miasteczka. Z tego, co mi rodzice opowiadali, czwórka młodych chłopaków wypłynęła łódką na jezioro. Łódka przewróciła się i wpadli do wody. Większość mówi, że wszyscy się utopili, ale zginął wtedy tylko jeden, Nathanel Lachenster. Trójka pozostałych uratowała się. Próbowali znaleźć ciało Natha, ale nie udało się.
- Policja nie znalazła ciała? - zaciekawiła się Marie.
- Nie udało się. - wzruszyła ramionami Andrea.
- A ci trzej co przeżyli? Mieszkają w mieście? - zapytał Dean.
- Tylko dwóch. Ostatnio państwo Millerowie zaginęli na jeziorze, pan Miller był jednym z tej trójki.



Winchesterówna wyciągnęła z kieszeni probówki i pobrała trochę wody z jeziora.

- Tych dwoje ocalałych, jak się nazywają? - odwrócił się w stronę Andrei, Dean.
- Nigel Larence i Erwin Rochwood.
- Dzięki, mamy już próbki – Marie uśmiechnęła się do czarnowłosej i opuścili podwórko.



Wsiedli do auta, a Marie obserwowała w probówce wodę.

- Nie wydaje ci się to dziwne? - zapytała.
- Jeden chłopak zginął, a reszta przeżyła. Teraz z tej trójki zginął następny wraz z żoną.
- Czyżby ktoś się mścił? - zmrużyła oczy zastanawiając się nad tym.
- Musimy to sprawdzić - zamyślił się starszy Winchester.
- Wypuść mnie w środku miasta, pójdę do laboratorium, zbadam wodę, może powiedzą mi czy jest zatruta. A ty dowiedz się, gdzie ta dwójka mieszka.


Dojechali do centrum, gdzie Marie wyskoczyła z Impali i skierowała się do laboratorium.
Gdy był już wieczór, ruda weszła do pokoju motelowego, gdzie Dean siedział oglądając coś na laptopie. Winchester zamknął szybko laptopa. Marie, uśmiechając się, delikatnie zamykając drzwi za sobą kiwała głową. Rzuciła torbą z jedzeniem w wujka i usiadła przy stole.

- Mmm, placek, dzięki. I jak z tą wodą? - uśmiechnął się szatyn na widok jedzenia.
- Wszystko normalne. Zwykła woda z jeziora. A ty czego się dowiedziałeś?
- Większość mieszkańców stwierdza, że tam musi żyć potwór - uniósł sceptycznie brwi.
- Przecież to nie Loch Ness. Tam przynajmniej większość widziała coś w wodzie, a tu nikt tylko stwierdzają, że tam coś jest?
- Dokładnie, nikt z żyjących nam nie powie o co tu chodzi. - mrugnął Dean zajadając się plackiem.


Marie kiwnęła głową przeczesując twarz. Wstała od stołu i padła na łóżko.

- Sądzisz, że tam coś w jeziorze specjalnie zabija.
- Mam małe przeczucie, ale musimy pogadać z Erwinem i Nigelem - spojrzał na nią uważnie.


Kiwnęła głową i rzucając się na łóżko kazała się obudzić rano i usnęła, gdy jej głowa dotknęła poduszki.
Obudził ją krzyk. Zerwała się wyciągając z pod poduszki pistolet i celując przed siebie. Nikogo w pokoju motelowym nie było oprócz niej. To Dean, kąpiąc się pod prysznicem, śpiewał jakąś piosenkę, krótko mówiąc - wył jakąś piosenkę. Nie rozumiała nic co to za utwór, krzyczał niewyraźnie. Przetarła dłonią twarz chowając broń pod poduszkę i rzuciła się na łóżko zarzucając kołdrę na głowę. Wstała z łóżka, gdy Winchester wyszedł z łazienki. Stanęła przed lustrem przyglądając się delikatnym podkrążonym oczom. Przemyła wodą twarz i zaczęła się ubierać. Rozczesała włosy, które przez sen się skołtuniły i wyszła z łazienki. Gdy stanęła na środku pokoju, zauważyła na stole śniadanie przyniesione przez wuja. Uśmiechnęła się pod nosem i usiadła bez słowa do stolika. Gdy najedli się, postanowili jechać do ocalałych z wypadku, który wydarzył się parędziesiąt lat temu. Podzielili się, Dean ruszył do Nigela, a Marie do Erwina.
Po dwóch godzinach spotkali się w knajpie. Zamówili jedzenie i czekając na nie, rozmawiali.

- Erwin powiedział mi, że Nath uderzył głową o łódkę, gdy pływali po jeziorze i prawdopodobnie nieprzytomny utonął. Szukali go, ale nie udało im się go odnaleźć.
- Taką samą wersję wydarzenia usłyszałem od Nigela - przygryzł swoją dolną wargę.
- Myślisz, że coś ukrywają? - spojrzała w zielone oczy.
- Coś się tam wydarzyło. Ale nie wiem co.


Marie kiwnęła głową i uśmiechnęła się do kelnerki, która podała im jedzenie. Przez dłuższą chwilę zajadali w milczeniu pogrążeni w swoich myślach. Dean rozmyślał czy ta sprawa może być, aż tak podobna do tego zabitego chłopca przez kolegów, gdy z Samem szukali Johna, ich ojca. Wszystko wskazywałoby, że tak właśnie jest. Chłopak zginął w dziwnych okolicznościach i teraz zabija swoich znajomych, którzy wtedy byli wraz z nim nad jeziorem i nie uratowali go. Tylko że tamte morderstwa były na całych rodzinach. A tu jednak sami zainteresowani ginęli. Marie za to przez cały czas myślała o jakiejś podobnej sprawie, którą gdzieś usłyszała kiedyś, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie i od kogo. Czy to Dean jej opowiadał, a może Bobby, albo inny łowca. Ale nie chciała zawracać głowy wujowi, więc nie odzywała się na ten temat nic a nic.

- Pójdę nad jezioro. Zobaczę może coś znajdę, a ty De jedź i wymuś na tej dwójce prawdziwe zeznania.


Dean podrzucił Marie do drogi, która prowadziła w kierunku jeziora, a sam pojechał do Nigela. Ruda przechadzała się po brzegu szukając jakiejś wskazówki. Coś ją kusiło i mówiło wewnętrznie, że jeśli nie wejdzie do jeziora to niczego się nie dowie. Weszła wolnym krokiem po kostki do wody. Obserwowała bardzo dokładnie wodę by upewnić się, że nic nagle nie pojawi się. Nagle poczuła coś jakby oślizłego na swoich kostkach. Nie zdążyła zobaczyć co to jest, gdyż upadła przodem ciała do jeziora. Nie mogła się podnieść, aby wziąć małego oddechu. Próbowała ze wszystkich sił wydostać się z przerażającej wody, która chciała ją utopić. Nie była wstanie nic zrobić, gdy brakowało jej już powietrza poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Ten ktoś złapał ją mocno i wyciągnął na brzeg. Dziewczyna zaczęła kaszleć by móc życiodajny tlen dopuścić do swoich płuc. Usiadła na piasku i spojrzała w niebieskie oczy.

- Castiel – wysapała.
- W porządku?


Kiwnęła głową, gdyż każde słowo paliło jej gardło. Dotknęła palcami dłoni swojej prawej brwi z powodu szczypiącego bólu. Anioł przekrzywił głowę i przyglądał się dziewczynie intensywnie. Wyciągnął w jej stronę swoją dłoń, aby uleczyć jej zranienie. Po chwili odsunął się by spojrzeć na swoje dzieło. Zwęził oczy widząc, że rana była taka sama jak wcześniej.

- Dlaczego ta rana się nie leczy? - zapytał sam siebie.

Przełknęła ciężko ślinę i zdziwiona dotknęła swojej brwi sycząc z bólu. Brunet spojrzał uważnie w zielone oczy Marie. Castiel nie rozumiał tego co się stało. Miał przecież moce nadane przez Ojca, wiec dlaczego nie mógł ich użyć wobec rudowłosej.

- Może Bóg chce, abyś chronił mnie w inny sposób. Nie dzięki swoim hokus pokus - machnęła dłońmi przed sobą.
- Nie zbadane są ścieżki Pana. - spojrzał przenikliwym wzrokiem na dziewczynę.


Ruda uśmiechnęła się szeroko, chociaż miała ochotę się roześmiać, ale obawiała się bólu gardła. Spojrzała tylko w oczy anioła i kiwnęła głową. Gdy chciała się jeszcze odezwać skąd wiedział, że potrzebuje pomocy, bo nie modliła się o dziwo, nagle Castiel zniknął. Wzdrygnęła się jeszcze nie przyzwyczaiła się do tego nagłego pojawiania i znikania anioła. Po chwili usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się, by spojrzeć, kto szedł w jej kierunku.

- Wszystko w porządku? - Podszedł do niej Dean i kucnął przed nią.

Podniosła kciuk do góry łapiac ciągle powietrze, za to Winchester objął jej twarz w swoje dłonie i pod uważnym swoim okiem przyglądał się czy nic jej nie jest. Pomógł jej wstać i rozejrzał się dookoła.

- Nie wiem, co to jest, ale robi się niebezpiecznie. Nigel zniknął - przełknął ciężko ślinę.
- Myślisz, że porwała go woda?
- Widziałaś coś? - spojrzał uważnie w zielone oczy.
- Nie, tylko poczułam jak coś mnie łapie za kostki i wciąga do wody - machnęła dłonią w stronę jeziora.
- Jak ci się udało wyjść na brzeg?
- Castiel - wyszeptała.


Dean odetchnął z ulgą. Dziękował w duchu za przyjaciela, który był Aniołem Stróżem jego bratanicy.

- Dlaczego nie uzdrowił ci rany? - wskazał na brew rudej.

Marie zwęziła oczy, nie wiedząc co odpowiedzieć, jeśli skłamie to nic jej to nie da. Gdy powie prawdę to i tak nic nie zmieni, bo nie wiadomo czemu anioł nie mógł jej uzdrowić. Pamiętała z opowieści wuja i Bobbyego, że brunet miał wiele niezwykłej mocy.

- Nie mógł.
- Nie mógł? - zdziwił się patrząc raz na ranę, a raz w oczy bratanicy.
- Próbował, ale nie mógł mnie uleczyć. Prawdopodobnie swojej mocy nie może używać wobec mnie. Może Castiel ma w jakiś inny sposób mnie chronić, może Bóg mu pozwoli w pewien sposób używać mocy, i może ma się sam wykazać.
- Test?
- Możliwe. - wzruszyła ramionami.


Ruszyli do samochodu. Marie w końcu złapała normalny rytm oddychania. Zastanawiała się przez cały czas, jak to się stało, że anioł pojawił się przy niej. Nie modliła się, czyżby wyczuł iż potrzebuje wsparcia, gdyż jest w tarapatach?




Podjechali do małego domku, gdzie na werandzie z tyłu domu siedział na krześle starszy mężczyzna, który wpatrywał się w jezioro przed sobą. Dean na chwilę zatrzymał się, przypominając sobie już taki obraz, gdy przyjechali z Samem do mężczyzny, który siedział na pomoście i również wpatrywał się w jezioro nieobecnym wzrokiem. Rudowłosa przyglądała się wujowi, znając jego dość obszerną mimikę twarzy. Ale tutaj widziała zapatrzonego w jeden punkt mężczyznę, który wspominał stare czasy. Robił to rzadko, aby wspominać cokolwiek ze staruch czasów, gdyż próbował nie myśleć o nieżyjącej rodzinie. Próbował z całych sił żyć dalej, miał jedną wspaniałą bratanicę i wystarczyło mu  tylko to.
Podeszli do mężczyzny.

- Co się wydarzyło, Erwin? - zapytała Marie
- Kim jesteście?
- Chcemy pomóc, by nikt więcej już nie ucierpiał. Co się wydarzyło 40 lat temu?


Mężczyzna o krótkich szpakowatych włosach schował twarz w dłonie.

- Nie chcieliśmy, by to się wydarzyło. To była tylko zabawa... Wypłynęliśmy na ryby... Po-poszliśmy na wagary z chłopakami. Nath zabrał łódkę ojca. Wziąłem pa-parę piw i zrobiliśmy zawody .... Założyliśmy się kto dłużej wytrzyma pod wodą ... Nath był już dość pijany, rzadko pił, to... to my częściej zabieraliśmy piwo z domu i po kryjomu wypijaliśmy je. Zakazany owoc dla nastolatków smakował najlepiej... Nath wpadł do wody, sądziliśmy, że chce zacząć. On... On się potknął. Wypłynęło jego ciało... Nie ruszał się... On... Chcieliśmy go uratować, wciągnęliśmy go na łódkę, ale on... On Boże, on nie żył. Wpadliśmy w panikę. Obwiązaliśmy jego ciało sznurem, do którego przywiązaliśmy worek z kamieniami. Baliśmy się, że oskarżą nas, byliśmy młodzi i głupi …


Dean spojrzał wymownie na Marie. Mężczyzna odwrócił wzrok od jeziora i wpatrywał się na przemian w zielone oczy.

- Nie chcieliśmy, by do tego doszło. - zapłakał.
- Gdzie jego ciało. Nadal w jeziorze? - zapytał Winchester.
- Tak, nie odważyliśmy się go wyciągnąć po tylu latach. Policja szukała Natha, ale nie znaleźli nic.
- On nie przestanie mordować, dopóki nie znajdziemy jego ciała – szepnęła do wuja.
- Nie przestanie zabijać jeśli nie zabije wszystkich swoich oprawców, którzy mu nie pomogli.



Ruda zaskoczona spojrzała na Winchestera. Erwin nie zważając na dwójkę stojącą obok niego wstał z krzesła i skierował się w stronę jeziora.

- Wiem jak to zakończyć. – Wszedł do wody. – Nath tak bardzo cię przepraszam. Wybacz mi. Zabierz mnie, proszę, tylko mnie nie krzywdź już nikogo więcej.

Marie i Dean rzucili się biegiem za Erwinem by wyciągnąć go z wody. Nie zdążyli, nagle wciągnęło coś mężczyznę pod wodę. Nawet nie było śladu żadnej szamotaniny. Po chwili na powierzchnię wypłynęły kości.

- Myślisz, że to…

Dean kiwnął głową i wyciągnął dłonią z jeziora kości. Krzywiąc się położył je delikatnie na brzegu. Poszedł do samochodu i wyjął z bagażnika kanister z benzyną. Oblał kości, a Marie odpaliła zapalniczkę i rzuciła ją na kości, które zajęły się ogniem. Przypatrywali się przez chwilę i ruszyli do samochodu. Marie kazała wujowi zatrzymać się w miasteczku, musiała odreagować i napić się czegoś. Machnęła mu ręką i wysiadła z auta kierując się do centrum, znalazła pierwszy lepszy bar i weszła do środka. Zamówiła trzy kolejki i duszkiem je wypiła. Siedzący obok niej mężczyznaa przyglądał się jej uważnie.

- Ciężki dzień. - spojrzał w zielone oczy.

Machnęła dłonią na barmana by podał jej jeszcze dwie kolejki. Przyjrzała się mężczyźnie siedzącemu obok. Był starszy od niej, miał może około 35 lat. Dobrze zbudowany, krótkie brązowe włosy i małe szare oczy. Przygryzła dolną wargę i po chwili wypiła swoje kolejki patrząc prosto w oczy facetowi.

- Możesz go zmienić na lepszy – uniosła prowokacyjnie brwi.



Mężczyzna wstał ze stołka i zbliżył się do dziewczyny oblizując usta.

- Oczywiście. Z tyłu na parkingu mam auto. Skusisz się – wskazał głową na tylne drzwi.

Marie zeszła ze stołka kładąc pieniądze za wódkę i ocierając się o mężczyznę, ruszyła w stronę tylnych drzwi. Miała ciężkie parę dni, a dzisiejszy szczególnie. Musiała odreagować. A jazda na przednim siedzeniu auta z nie dość brzydkim facetem poznanym w barze, cóż czemu nie, nie byłby pierwszy i nie ostatni zapewne.




Szukała po kieszeni klucza do pokoju motelowego, ale zapomniała, że zostawiła go w Impali. Złapała za klamkę i na szczęście były otwarte. Weszła do środka zastając wuja leżącego na łóżku z laptopem na kolanach. Zamknęła drzwi za sobą i odwróciła się by spojrzeć na Deana, gdy przed nią pojawił się Castiel. Dziewczyna wystraszyła się, a starszy Winchester roześmiał się.

- Padnę na zawał przez niego – warknęła.
- Witajcie.
- Cześć Cas, co tam u ciebie? - wyszczerzył zęby do przyjaciela.
- W porządku Dean. Znalazłem Miecz Wiary.
- Gdzie jest? - zapytała otwierając szerzej oczy ze zdziwienia.
- Z informacji, które zdobyłem, w muzeum w Kentucky. Pojutrze ma tam odbyć się jakieś przyjęcie.
- I wtedy go wyciągniemy – stwierdził Dean.
- Dobra przykrywka – skwitowała ruda.


Spakowali się szybko i wymeldowali z motelu. Przez drogę Dean tłumaczył plan.

- Nie umiem tańczyć – zamyślił się anioł.
- Nauczysz go tańczyć jak dojedziemy, a ja skombinuję zaproszenia i jakieś ubrania wieczorowe.


Winchester kiwnął głową i ruszył w stronę Kentucky. Castiel przez jakiś czas jechał razem z nimi. Powiedział, że spotkają się na miejscu lecz teraz musi wracać do Nieba. Marie włączyła radio, gdzie rozległo się Led Zeppelin – Kashmir i ułożyła się wygodnie na siedzeniu przymykając oczy. Dzisiejszy dzień dał je do wiwatu, postanowiła, że więcej sama nigdy nie pójdzie nad żadne jezioro.